Na poród Clover czekałyśmy dość długo i nie przebiegł on bez drobnych komplikacji. Była potrzebna interwencja weterynarza, lecz całe szczęście ani klaczy, ani źrebaczkowi nic się nie stało. Naszym oczom ukazała się malutka, ciemnogniada klaczka leżąca przed nami, była niezwykle urocza, jednak… nie wstawała, mimo próśb matki młode było tak wystraszone, że tylko patrzyło wielkimi oczami czekającymi na ostateczny cios. Wszyscy postanowiliśmy wyjść z boksu by nie straszyć młodej, dopiero wtedy na niepewnych, chwiejnych nogach odważyła się wstać.
Przez długi czas swego wczesno źrebakowego życia nie dawała do siebie podejść, potwornie bała się wszystkich i gdy tylko zobaczyła posturę człowieka, psa kota czy ptaka rżała w panice. Postanowiłam ją oswajać z Dien. Tak to upłynął nasz czas, raz ja przychodziłam, raz przyjaciółka i siedziałyśmy, często z łyżką miodu lub cukrem na zachętę. Powoli się do nas przekonywała, lecz była bardzo wrażliwą klaczą, nie tyle strachliwą co wrażliwą. W końcu pozwalała byśmy podchodziły, czyściły ją, z czasem nawet przytulały. Gdy już zdobyłyśmy jej zaufanie ona była całkowicie wierna a także wiedziała, że może na nas liczyć, więc gdy ją coś spłoszyło, matka była na pastwisku, a zobaczyła nas, to właśnie nas wołała. Chodziłyśmy wtedy do niej i ją uspokajałyśmy
Okres późnego źrebakowania był bardziej przyjemny, kwestia strachu zmieniła się już całkowicie w wrażliwość. Dlatego praca z nią była łatwa, ale zarazem musiałam być przy tym niezmiernie delikatna i spokojna, była tak wrażliwa, że wyczuwała każdą moją zmianę nastroju. Lecz tak jak mówiłam, szybko się uczyła i z chęcią wykonywała to o co ją prosiłam podczas chociażby prowadzenia jej na lonży na drążki.
Zajeżdżanie było ciekawe, gdyż musiałyśmy być nadwyraz delikatne, powoli i spokojnie, nauczyłyśmy się ukrywać wszelką frustrację gdy to np. nasty raz zrzucała siodło. Kładłyśmy jej wcześniej sprzęty na boksie, by spokojnie mogła sobie obwąchać, zapoznać się, wreszcie gdy już całkowicie się przekonała, że ten oto niebezpieczny stwór jej nie zje. I od czasu założenia i przekonania się tej klaczy do siodła z zajeżdżaniem szło nam gładko jak po maśle. Uczyła się szybko i chętnie.
Jej charakter jest bardzo ciekawy, dla ludzi nieznanych jej jest nieufna, okazuje swoją wrażliwość i strach przed skrzywdzeniem przez cofanie się, ciche rżenie rozpaczy, lecz gdy ktoś naprawdę ją osacza może zaatakować. Nowym jeźdźcom zawsze tłumaczymy, „zanim będziesz ją chciał wyczyścić postój chwilę przy boskie, najlepiej tyłem do klaczy, gdy na ciebie prychnie, odwróć się z spuszczoną głową, a gdy trąci cię nosem, podnieś głowę”. W ten sposób trzeba jej pokazać, że nie chce się jej skrzywdzić, a gdy już to zrozumie to grzecznie stoi, da sobie założyć kantar, ogłowie, siodło, wytok i co tam jeszcze będzie jej potrzebne. Dla ludzi których zna jest niezwykle miła i przyjacielska, jednak nie należy do tych towarzyskich, najpierw trzeba do niej podejść, bo ona pierwszego kroku nie zrobi. Ale będzie kochana, da się przytulić, pogłaskać i zrobić ze sobą wszystko.
Dla koni jest raczej zamknięta, szczególnie dla tych nieznanych, czasem przy nieznajomych koniskach oprócz spinania się na dodatek się zamyka, dlatego zawsze do przedstawienia jej innym koniom bierzemy jakiegoś towarzysza jej znanego by się ośmieliła, a najczęściej tym ochotnikiem jest Charlotte, z którą Gniadka świetnie się dogaduje. Co do znanych koni, nie jest towarzyska, ale gdy koń zrobi pierwszy koń to może nawet pobryka. Taka zmienna klaczyna.
Co to treningu to, to nie jest koń dla początkujących jeźdźców, jest zbyt delikatna by jakieś niestabilne rączki szarpały ją za pysk czy kopały piętami w brzuch, takie małe, spięte i jeszcze wystraszone dziecko źle na nią wpływa bo bardzo czuje ludzkie emocje i wtedy też zaczyna się spinać, bać, panikować i zamykać na wszelkie pomoce. Jednakże, nasi zaawansowani jeźdźcy są wręcz zachwyceni tą klaczą. Tak, pod dobrym jeźdźcem jest wręcz idealnym koniem, lubi spokój człowieka i gdy odczuwa spokój i satysfakcję swojego jeźdźca tym bardziej się mobilizuje żeby zrobić wszystko, by ten stan utrzymać. Chodzi grzecznie, rozluźnionym chodem, ładnie wpada w wszelakie zakręty, wolty, serpentyny, je miękkie kroki zachwycają, skupia się na jeźdźcu.
Na zawodach współgra idealnie z jeźdźcem i bardzo się stara by dać z siebie wszystko, ale może po kolei:
- Skoki – Jest rozważna, w pierwszej kolejności stawia pomoce i polecenia jeźdźca. Jednak nie wątpi w siebie. Grzecznie słucha w jakiej kolejności ma jechać, jakim tempem, chociaż trzeba przyznać, że czasem sama podkręci trochę krok, jak wie, że tak będzie jej łatwiej. Jest niesamowicie skupiona przy skoku, widać po całym jej ciele, po wszystkich jej mięśniach, że bardzo się stara i daje z siebie wszystko. To połączenie jest jej przepisem na medal.
- Cross – Tutaj przyspiesza, nie pędzi na oślep, ale nie wlecze się jak ślimak z nogą w gipsie. Bardzo szybko galopuje w pełni zawierzając jeźdźcowi, że zasygnalizuje jej kiedy ma skoczyć a kiedy ostrzej skręcić. Działa w pełnej harmonii. Ma wielką kontrolę nad swoim ciałem, sprężystymi ruchami pokonuje nawet najostrzejszy zakręt a jej silne nogi są przystosowane do wskakiwania i wyskakiwania z wody. Woda jej nie spowalnia, ona wręcz kocha jeździć w wodzie, rwie się do przodu czekając na przeszkody w pełnej gotowości do skoku.
- Dresaż – Jak mówiłam, ta nadzwyczaj wrażliwa klacz jest niesamowicie wyczulona na pomoce. Jurorzy nawet nie widzą momentu, gdy jeździec daje klaczy podpowiedź, bo ona wyczuje nawet najdelikatniejsze przyłożenie łydki. Jej zgrane, miękkie ruchy, w połączeniu niezwykłym wyczuleniem i prawdziwym zamiłowaniem do drenażu zawsze otwierają jej drzwi do pierwszego miejsca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz